[Czuwaj] Jeszcze pytanie o filmy
Lukasz Zwiercan
lukasz.zwiercan w gmail.com
Śro, 30 Sie 2006, 23:06:25 CEST
Jurku,
niestety, chyba nie do konca prawidlowo zinterpretowales powolane przez
Ciebie przepisy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Napisales:
>1. Sama publikacja na stronie internetowej wg mnie, nie jest lamaniem
prawa.
>Ale jesli znajdzie sie "dobry adwokat" i udowodni, ze taka strona WWW jest
>forma "rozpowszechniania" to wtedy zlamie prawo. Jesli przychyli sie do
>takiej opinii sad. Nie chce w tej chwili rozwodzic sie i przedstawiac
>argumentow na poparcie mojej opinii. Zrobie to, jesli bede mial w reku
pozew
>sadowy ;-)
Rozwoj Internetu zmusil sady, a zwlaszcza doktryne prawa juz jakis czas temu
do zajecia sie tym zagadnieniem w zakresie publikowania na stronach
internetowych zwlaszcza utworow literackich i audio-wizualnych (programy
komputerowe w tym kontekscie to zupelnie inna tematyka, ktorej taczaca sie w
tym watku dyskusja nie dotyczy, wiec go nie poruszam w dalszej czesci
maila).
Wnioski plynace z orzecznictwa i doktryny, sa niestety zupelnie odwrotne niz
to, co napisales powyzej. Dzis nie ma juz najmniejszych watpliwosci co do
tego, ze umieszczenie na publicznie dostepnej stronie WWW - bez zezwolenia
uprawnionego z praw autorskich - utworu literackiego lub audio-wizualnego
(tych problem dotyczy najczesciej, chociaz to co pisze do innych utworow tez
w duzej mierze bedzie miec zastosowanie) jest naruszeniem praw autorskich
takiego uprawnionego, bowiem jest rozpowszechnianiem. A jest nim dlatego, ze
- przynajmniej potencjalnie - dostep do takiego utworu moze miec
nieograniczona ilosc osob.
Na "wiadomej stronie" nie bylem, nie wiem wiec, czy jest ona dostepna
publicznie, czy tez zabezpieczona haslem. Jesli dostep do niej jest
zabezpieczony, to wydaje mi sie, ze moglo do naruszenia praw autorskich nie
dojsc. Kazdemu bowiem wolno utrwalic na wlasny uzytek film emitowany w
telewizji (nie jest istotne, czy jest to telewizja publiczna czy prywatna, o
ile dostep do niej byl legalny:) ) i zabezpieczyc jego kopie w dostepny
sobie technicznie sposob, a wiec np. umieszczajac takie nagranie na serwerze
z zabezpieczonym dostepem.
Pisze, ze moglo nie dojsc do naruszenia praw autorskich, bo pozostaje do
rozpatrzenia kwestia, czy wolno bylo Ci udostepniac to nagranie tym osobom,
ktorym je udostepniles. To juz ma zwiazek z powolanym przez Ciebie art. 23
ustawy, wiec cytat z Twojego maila:
________________________________________
--------
"Prawo Autorskie"
Art. 23. 1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już
rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. Przepis ten
nie upoważnia do budowania według cudzego utworu architektonicznego i
architektoniczno-urbanistycznego.
2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje krąg osób pozostających w
związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku
towarzyskiego.
--------
Wszyscy czlonkowie zastepu, a nawet druzyny pozostaja wzgledem siebie "w
stosunku towarzyskim". Oczywiscie nie ma mowy o jakimkolwiek sprzedawaniu
biletow itp.
___________________________________________________________
Kwestia zastepu za chwile. Na razie ciekawa wypowiedz z doktryny:
"Trudno [...] mówić o nawiązaniu osobistego kontaktu pomiędzy wszystkimi
członkami [...] grupy [dyskusyjnej] w sytuacji, kiedy jego pierwotnym
źródłem jest umieszczenie przez administratora grupy adresów poczty
elektronicznej zainteresowanych osób w bazie danych i wyznaczenie dla niej
adresu zbiorczego (korespondencja kierowana pod ten adres jest automatycznie
przekazywana pod adresy indywidualne)." /Wojciech Machala, "Korzystanie z
utworow w Internecie", artykul z "Panstwo i Prawo" 12'2001, s.96 i nn./
No ale nie wykluczam, ze udostepniles film takim osobom, z ktorym wiaza Cie
kontakty prywatne/towarzyskie na tyle scisle, ze przeslanki z art. 23
zostaly spelnione. O ile oczywiscie dostep do filmu byl zabezpieczony
haslem, a haslo przekazywales indywidualnie (np. mailem). Jesli takiego
zabezpieczenia nie bylo, to moim zdaniem naruszyles prawa autorow tego
filmu.
Co do zastepu/druzyny, to moim zdaniem masz racje. Kontakty w prawidlowo
prowadzonej druzynie powinny byc na tyle silne, by uznac, ze art. 23 nie
zostal zlamany. Chociaz, to oczywiscie zalezy, bo gdyby emisja miala miejsce
na pierwszej zbiorce po akcji naborowej, to sytuacja wygladalaby zupelnie
inaczej:)
Ale, oczywiscie, emisja na np. hufcowym biwaku, konferencji instruktorskiej,
kursie druznowych itp. moim zdaniem nie bedzie juz uzytkiem "w kregu osob
pozostajacych w kregu towarzyskim". Relacje towarzyskiem, IMO, sa w takim
wypadku zbyt luzne.
Powracajac do Twojego maila:
____________________________________________________
Innym poparciem mojego stanowiska jest:
---------
"Prawo Autorskie"
Art. 28. Biblioteki, archiwa i szkoły mogą:
1) udostępniać nieodpłatnie, w zakresie swoich zadań statutowych,
egzemplarze utworów opublikowanych,
2) sporządzać lub zlecać sporządzenie pojedynczych egzemplarzy utworów
opublikowanych, niedostępnych w handlu - w celu uzupełniania, ochrony swoich
zbiorów i nieodpłatnego ich udostępniania.
-----------
W kazdym hufcu jest chyba biblioteka. A jesli nie ma, to powinna byc. No i
chyba wszystko jasne? Art. 28 w tym przypadku nawet nie trzeba komentowac.
________________________________________________
Niestety, w tym artykule chodzi o takie biblioteki, ktore podpadaja pod
ustawe o biliotekach z 27 czerwca 1997 roku, tzn. (mowiac w skrocie)
instytucja gromadzaca materialy biblioteczna i udostepniajaca je powszechnie
na zasadach okreslonych w tej ustawie. Mam powazne watpliwosci, czy zbior
ksiazek w hufcu jest biblioteka w rozumieniu tej ustawy. Jest raczej
podreczna biblioteczka, z ktorej w oparciu o wyksztalcony i powszechnie
akceptowany zwyczaj, instruktorzy (i nie tylko) moga korzystac. Moge sie
oczywiscie mylic, ale raczej trudno byloby argumentowac, ze biblioteczka
hufcowa "udostepnia egzamplerze opublikowanych utworow w ramach swoich zadan
statutowych", no bo jakie zadania statutowe ma biblioteczka hufcowa?
Co do kary, to 5 lat na pewno Ci nie grozi:)
Art. 116. 1. Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia
cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne
wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze
ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Na koniec - kilka slow odnosnie podniesionej przez Ciebie relacji: przepisy
prawa vs. zasady moralne. IMO lamanie przepisow prawa jest moralnie
uzasadnione tylko i wylacznie w ramach tzw. "aktu obywatelskiego
nieposluszenstwa". Jestem zdania, ze istnieja pewne absolutne normy (zwane
czasem "prawem naturalnym"), z ktorymi prawo pozytywne (czyli to tworzone
przez ustawodawce) nie moze byc w sprzecznosci. Wedlug mnie, mimo
wszystko:), na dzien dzisiejszy nie ma w polskim prawie zadnego przepisu,
ktory bylby az tak niesprawiedliwy (w znaczeniu "niezgodny z owym prawem
naturalnym"), ze uzasadnialny obywatelskie nieposluszenstwo. Tym samym,
wszelkie lamanie prawa jest moralnie zle. Moze byc rozny stopien
szkodliwosci, ale jednak jest zle.
Jasne, sam czasem sie spiesze i przebiegam przez jezdnie na czerwonym
swietle albo nieco za szybko prowadze samochod. Coz, kazdy ma swoje grzeszki
- ale nie oszukuje sie, ze nie jest to OK. Podobnie, jak Twoja jazda na
rowerze po Starym Miescie - co sam przyznales:)
To by bylo tyle:) Na koniec maly disclaimer:) : To, co napisalem powyzej, to
moje wlasne przemyslenia i w zadnym wypadku nie upieram sie, ze sa
prawidlowe.
Pozdrawiam cieplo,
phm. Lukasz Zwiercan
Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj