[Czuwaj] Tragedia w mojej szkole

Gacki gacki w poczta.onet.pl
Pią, 17 Lis 2006, 07:38:03 CET


Wysłam do Was tę wiadomość do Was jako wychowawców i być może nauczycieli. Z ciężkim sercem, bo choć nie uczyłem tego chłopca, trudno mi się pogodzić z tym faktem. Ale wysyłam jako pewne ostrzeżenie. Nie wiem, czy szum medialny po sprawie Ani nie przyczynił się do śmierci Łukasza. Bo zapomnieliśmy, przytłoczeni wcześniejszą tragedią, że autodestrukcja - obojętnie w jakiej formie - to droga donikąd. Popatrzcie na ostatni akapit.
Jurek

Szok w szkole po śmierci Łukasza
RADYMNO Ten chłopiec nie wyróżniał się spośród rówieśników. Nawet na wagary nie chodził.
W czwartek w szkole w Radymnie wszyscy zadawali sobie pytanie - dlaczego Łukasz to zrobił. Rano z dziećmi rozmawiali pedagodzy, wychowawcy i psychologowie. Również ksiądz. Wcześniej dorośli nie zdołali pomóc 13-latkowi w rozwiązaniu jego problemów.
O tym dramacie informowaliśmy już wczoraj w Nowinach. Łukasz w środę rano został w domu sam. Dzwonił z komórki do rodziców. Ojcu powiedział, że boli go brzuch. Tata pozwolił mu zostać w domu. Matka była na Ukrainie.
Wróciła przed godz. 14. Dom był otwarty. Wszystko wskazywało, że syn nigdzie nie wychodził. Na strychu znalazła jego ciało wiszące na kablu od kosiarki.
- Zbadaliśmy miejsce tragedii. Wykluczyliśmy udział osób trzecich w tym zdarzeniu - mówi st. aspirant Marek Martynowski, zastępca naczelnika sekcji kryminalnej KPP w Jarosławiu
Żyli na uboczu
Żaden z sąsiadów, z którymi rozmawialiśmy, złego słowa nie powie o Łukaszu ani o jego rodzicach. - To spokojni ludzie. Mieszkają tu od niedawna. A ten Łukasz prawie był niewidoczny - opowiada Maria Bratkowska, najbliższa sąsiadka rodziny W. Rodziców Łukasza często nie ma w domu. Oboje ciężko pracują.
- Przeciętna polska rodzina. Nie dopatrzyliśmy się tam żadnej patologii - mówi Martynowski.
Był sygnał do rodziców
We wrześniu w gimnazjum w Radymnie zorganizowano spotkanie integracyjno-adaptacyjne z uczniami. Psycholog i pedagog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Jarosławiu rozmawiali też z klasą I a. Wnioski omawiali z rodzicami.
Wychowawczyni zwróciła uwagę, że Łukasz jest zamkniętym w sobie chłopcem. Spokojnym aż za bardzo. - Sugerowaliśmy rodzicom, żeby skontaktowali się ze specjalistami. Niestety, rodzice nie pojawili się u nas - mówi Lucyna Paulo, dyrektor poradni w Jarosławiu.
Nałapał jedynek. Bał się klasówki?
Zdaniem policji prawdopodobną przyczyną samobójstwa były kłopoty w szkole. Łukasz w ciągu dwóch miesięcy nauki dostał sporo jedynek.
- Często dzieci po przejściu do nowej szkoły mają trudności adaptacyjne. W tej klasie jedynki nie były rzadkością. Na palcach jednej ręki można policzyć, który uczeń ich nie miał - mówi Danuta Kastelik, pedagog szkolny. Łukasz nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych.
- Był przeciętnym, nie rzucającym się w oczy uczniem - ocenia Adam Baran, dyrektor Gimnazjum w Radymnie.
Feralnej środy zaplanowano sprawdzian z geografii. - Nie był trudny i nikt z nas się go nie bał - mówi Łukasz Chmiel, kolega z ławki i przyjaciel zmarłego. Ale Łukasz W. na lekcje nie przyszedł. Pozostał w domu.
Zdaniem kolegów, nie tylko kłopoty z nauką mogły być jego problemem. Był akceptowany przez klasę. Nie zawsze jednak rozumieli oni zachowanie Łukasza. - To fajny kolega. Ale np. wstydził się ćwiczyć na wuefie. Bał się, że ktoś się może z niego śmiać - twierdzi Kamil z I a.
- Śmierć Łukasza nami wstrząsnęła. Był nieśmiały, ale dał się lubić - mówią koleżanki z klasy.
Szok i niedowierzanie
Wczoraj w szkole panował nastrój smutku i przygnębienia. Rano z dziećmi rozmawiali pedagodzy, wychowawcy i psychologowie. Również ksiądz.
- Otoczyliśmy opieką rodzinę. Z rodzicami i Klaudią, siostrą Łukasza rozmawiałam już w dniu tragedii - mówi wstrząśnięta Danuta Kasperik, pedagog szkolny.
Z pomocą szkole przyszli fachowcy z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Jarosławiu. Rozmowy z dziećmi będą prowadzone w najbliższych dniach.
Dlaczego to zrobił?
Choć Łukasz od kilku miesięcy nie był już uczniem Szkoły Podstawowej im. Bohaterów Września 1939 roku, jego śmierć i tam wywołała spore poruszenie.
- Łukasza akceptowali koledzy. W grupie czuł się chyba dobrze. Ze strony nauczycieli nie mieliśmy niepokojących sygnałów. Łukasz był cichy i spokojny. Taki niewidoczny - mówi Andrzej Suchy, dyrektor szkoły.
Psycholodzy uważają, że czyn Łukasza był formą manifestacji.
- Nieprzemyślaną próbą zwrócenia na siebie uwagi. Najprawdopodobniej nie przewidywał konsekwencji swojego czynu. Motywacja mogła być całkiem błaha - mówi dyrektor Paulo.


Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj