[Czuwaj] O tym "kogo wychowujemy"

Aleksander Senk senk w post.pl
Pon, 2 Paź 2006, 11:57:09 CEST


Zainspirowany stwierdzeniami Rafała i Radka o konieczności ustalania, 
kogo mamy wychowac, decydowania jakie wartości są ważne dla obywatela 
ktorejś z obecnych RP oraz różnic w działaniach, jakie powinna podjąć 
organizacja, żeby wychować "trzeźwego albo abstynenta" ( :-| ) chciałem 
posnuć tu trochę rozważań.
Najpierw będzie nieco teoretycznie, a potem przejdę do wniosków. Mam 
nadzieję, że w dyskusji bede mogl sobie lepiej uporządkować myśli.

Z jednej strony - zgadzam się z tym, że powinnismy miec wizję tego, kogo 
wychowujemy.

Ale tworzenie szczególowego wizerunku osoby, z rozróznieniem, czy ma byc 
"trzeźwy" czy "niepijacy" wydaje mi sie fikcją i... wrecz czymś 
niewłaściwym.
Już wyjaśniam czemu, jeszcze tylko male uwagi:

Trudno mi czuć sympatie do takiej idei harcerstwa, ktora zaklada, że 
starsi wymyslają co jest dobre dla mlodych i ich potem sobie tych 
młodych rzeźbią na obraz i podobieństwo ustalonego wzorca.

Owszem - dosyć szczególowo powinna byc określona sylwetka instruktora. 
Bo to osoba, ktora jest głównym nośnikiem ideałów i stylu harcerskiego.
I instruktorami powinni byc tylko ci, ktorzy są blisko tego harcerskiego 
idealu - na marginesie: okreslonego przez PH, a nie przez instruktorow 
na Zjeździe - a nie tylko ci, którzy sa sprawni wychowawczo - bo sa np. 
absolwentami pedagogiki, albo maja juz trójke dzieci.. albo są specami w 
jakiejs fajnej dziedzinie typu puszczaństwo.

Ale jak to jest z opisywaniem tak precyzyjnie ("abstynent czy trzeźwy?") 
celu dla ruchu, ktorego ogromny % członków spedza w nim 2-4 lata?

Czy to nie jest tak, że nie chodzi nam aż tak bardzo o to, jaki dany 
człowiek w ostateczności będzie, lecz co przeżyje?

Owszem, musimy wiedzieć jakie efekty przyniosą nasze działania.
Owszem - musimy znać kierunek i to, do czego tak naprawdę dążymy.

Ale nie możemy nawet myśleć o tym, żeby kogoś ZAPROGRAMOWAĆ.

Rozważanie o tym, czy ktos przez cale swoje dorosłe życie ma byc 
abstynentem czy "trzeźwym" (w moim rozumieniu: malo pijącym) wykracza 
poza nasze kompetencje i chyba nie ma sensu.

W czasie pobytu pod naszymi skrzydłami na harcerza wpływ ma mnóstwo 
czynniko. Jak ten ktos od nas odejdzie, to już w ogóle inne siły go 
kształtują.
To, co jest jego, co już nigdy sie nie zmieni, to to, co tu przeżył i co 
dzieki temu wyniósl. Nawet jeżeli nie żyje tak, jak życ powinien 
harcerz, to zostaje pamięć, że można robić inaczej niż robi to ogól.
Bo im bardziej unikalne jest to, co tu przeżył, im bardziej niespotykane 
w otoczeniu - tym lepiej. Bo tym bogatsza wyjdzie ta osoba.


Naszym zadaniem jest więc ubogacanie ludzi poprzez dawanie im wyzwan, 
pokazywanie i robienie z nimi rzeczy, które nie są codzienne. A jak to 
owi ludzie wykorzystają, to już jest ich sprawa - są osobami obdarzonymi 
wolną wolą.

Jak to sie ma do kwestii abstynencji?

No wlasnie widzę ją jako doświadczenie. Doświadczenie bardzo wyjąkowe i 
bardzo szerokie, ktore nie ogranicza się bynajmniej do kwestii tego, czy 
po wyjściu z harcerstwa będzie sie piło troszke, czy w ogole.

Dyskutowanie o abstynencji tylko pod kątem "czy chodzi o to, zeby 
człowiek w doroslym życiu byl abstynentem, czy żeby pił mało" to jakies 
koszmarne spłycanie tej sprawy :(

A jak pracować z abstynencją?
Pisalem o tym sporo w tekscie http://208.pl/pub/elitarne.rtf

Ale jest podstawowa rzecz, ktorej tam nie ma, a ktora tu jest poruszana:
Nie przedstawiamy alkoholu jako zła wcielonego.

To jaka bzdura w ogole :/

Abstynencje przedstawiamy jako wartośc płynąca z inności, z 
przeciwstawiania sie różnym "koniecznościom", z ograniczenia, z pełni 
kontrolowania własnych działan, z wyrzeczenia itp. itd.

Jeżeli ktoś w to uwierzy, jeżeli się do tego przekona, to ukształtuje 
swoją osobowość w sposob, o jaki nam chodzi.
A czy przy okazji, w życiu, będzie nadal zadeklarowanym abstynentem czy 
też okazyjnie się napije? No, to naprawde wydaje mi sie drugorzedne. 
Choć faktycznie bardziej będę sie cieszyl, jeżeli tym abstynentem zostanie.

Z wypowiedzi tu czytanych bardzo czesto wychodzi, że nawet ci, ktorzy 
zachowuja abstynencje nie za bardzo rozumieja jej sens. A robia to tylko 
po to, zeby "byc ok". To chwalebne, ale ich oddzialywanie na innych jest 
przez to duzo mniejsze. A juz w ogole niezłe jest pisanie: "dla mnie 
abstynencja nie jest wartością".
Mam wrazenie, że to tak, jakby wziąć piłę dwuręczna, wywalić z niej ramę 
i samemu usiłować uciąć cos trzymając za dwa konce brzeszczotu... Nie ma 
co wtedy złorzeczyć, że owo narzędzie średnio działa...

To tyle... na razie. :)

Dzieki za lekture, milo bedzie uslyszeć komentarze.

pozdrawiam
olek



















Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj