[Czuwaj] "Czuwaj" 8/2008, M. Bednarski, Metoda harcersk? To naprawdę działa!

Grzegorz Skrukwa greegors w icpnet.pl
Wto, 26 Sie 2008, 19:53:55 CEST


Miło jest po powrocie z 2-tygodnuiwego wyjazdu znaleźć w skrzynce nowy nr
"Czuwaj", a jeszcze milej gdy jest w nim kilka dobrych artykułów. Gwoździem
numeru 8/2008 jest artykuł hm. Marcina Bednarskiego "Metoda harcerska? To
naprawdę działa!". Znakomity tekst, powinien go przeczytać każdy instruktor.
Nie ma sensiu go streszczać, trzeba przeczytać. Nieskromnie napiszę, że
tekst w 100% zgadza się z moimi własnymi przemyśleniami, tylko że zabrakło
mi siły i zdolności by je przelać na papier. Z autorem się trzeba w pełni
zgodzić - metoda harcerska się sprawdza zawsze, pod jednym warunkiem - że
się ją stosuje. Większość niepowodzeń, nieudanych zbiórek, nieudanych zajęć,
podupadających drużyn - to wynik tego że się tam NIE stosuje metody
harcerskiej, a nie tego, że rzekomo harcerstwo "się przeżyło", "dzieci są
dziś inne" itd.
tekst jest ciekawy, zajmujący, napisany żwyo i ze znawstwem tematu z
praktyki. Świetny opis pseudogry "zastęp idzie spacerem z jedenmego miejsca
na drugie. Daje wymiętą kartkę osobie siedzącej na karimacie, w zamian
dostaje zadanie by złożyć zdjęcie pocięte na kawałki, a potem zgadnąć kto
jest na zdjęciu. Jest to Andrzej Małkowski, a harcerze mówią że Zośka,
Aleksander Majakowski albo Andrzej Kamiński (...) po powolnym powrocie
harcerze rzucają się na łózka i czytają "Bravo"". No cóż - jakże często się
niestety widzi takie sceny....!

Tylko kilka uwag: które mi się nasunęły:
1) Dlaczego metoda harcerska nie jest powszechnie stosowana w ZHP?
- brak dobrych przykładów z góry, hufcowe, chorągwiane czy międzydrużynowe
propozycje programowe także niezgodne z metodą harcerską
- od kilkunastu (kiludziesięciu?) lat zaniedbana kwestia wydawnictw, brak
praktycznych poradników organizowania zajęć w terenie (chociażby takich jak
"Szkoła harców")
- LENIWSTWO I PRZYZWYCZAJENIE DO BYLEJAKOŚCI. Pseudogrę jaką opisał autor
można przygotować na chybcika nie wystawiając nosa z namiotu. Żeby
zorganizować prawdziwą grę terenową instruktor musiałby przelecieć się po
lesie, wyszukać ciekawe miejsca na zasadzki, podchody i inne manewry, przygo
tować mapy i sprawdzić je z terenem, obliczyć czasy i odległości - a to
przecież wymaga tyle czasu, można się zmęczyć i pobrudzić, "a dzieciaki i
tak nie docenią". Błąd - bo docenią.

2) Najczęsciej nawalającym elementgem metody jest chyba naturalność. Dh.
Marcin sporo o tym napisał, sporo napisał też jak zaradzić temu problemowi.
Bardzo często instrulktorzy w ogóle nie zastanawiają się czy młodzi ludzie w
danym wieku sami z siebie by "bawili się" w to co im się proponuje. Stąd
mamy efekty np. międzydrużynowe śpiewanki adresowane dla wszzytsklich od
zucha do wędrownika, na których na przemian są pląsiki i piosenki
Kaczmarskiego, albo zuchy nudzą się i dokazują, albo wędrownicy pokładają
sie z nudów. Itd idt.

Jesczze raz - świetmy artykuł, gratulacje dla autora i dla redakcji. Oby
więcej takich publikacji i oby one wywarły jakiś efekt. Zresztą dobrych
tekstów w numerze 8/2008 jest więcej, podobał mi się też artykuł Moniki
Marks o naborze do wędrowników (tezy tego artykułu pasują zresztą też do
innych grup wielkowych). Bardzo dobry był też numer 6/7 2008, w nim
zwłaszcza "Dość bylejakości obozowej" i "Na obozie ładnie".

Czuwaj!
GS



Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj