[Czuwaj] system wyborczy ZHP
Marcin Skocz
skocz w post.pl
Czw, 24 Cze 2010, 19:49:54 CEST
>Po pierwsze bardzo Cię proszę o wprowadzenie korekt w programie pocztowym,
>bo nie widać, któe fragmenty Twoich maili to cytaty, a które są Twoją
>wypowiedzią.
W pełni się z tym zgadzam. Problem w tym, że u mnie wygląda to jak należy, a
potem się rozsypuje na liście. Co ciekawe, inne listy działają prawidłowo,
więc to chyba kwestia komunikacji między home.pl a gmail-em. Mam nadzieję,
że będzie mnie już łatwiej czytać.
>> większość obywateli każdego państwa nie jest na codzień zainteresowana
>> wyborami.
>Odpuszczam. Ale jak ja też kiedyś napiszę coś równie głupiego to i Ty mi
>odpuść.
Nie rozumiem, co masz na myśli. Jeśli stwierdzenie, że większość obywateli
nie jest na codzień zainteresowana wyborami, to być może było to nadmiernym
skrótem myślowym z mojej strony i powinienem był bardziej rozwinąć.
Zaznaczam więc, że większość obywateli nie jest zainteresowana wyborami (nie
zna programów, nie wie jakie są uprawnienia wybieranych władz itp.), jednak
nie uważam, że to jest jakikolwiek argument przeciw wyborom. Przeciwnie,
uwazam, że fakt, że ponad 50% uprawnionych do głosowania bierze w nich
udział to jest mimo wszystko sukces. Po części zawdzięczany mediom, po
części presji społecznej. Ale nie mniej jednak, jest to sytuacja identyczna
jak z wyborami w ZHP - to że większość drużynowych nie ma zdania nie znaczy,
że nie powinno się ich angazować. Ani że nie byłoby to właściwe moralnie i
etycznie jak i pragmatycznie w dłuższym okresie czasu.
>A moim zdaniem będzie twierdził właśnie to. Wielu instruktoró liniowych
>nie chce, nie interesuje się tym, kto sprawuje określone funkcje w
>Warszawie. Oni nie znają tych osób, nie poznają ich czasem nigdy. Ale
>znają swoje autorytety miejscowe i mają do nich zaufanie. I wybierając ich
>na delegatów na zjazd zhp czy zjazdy chorągwi powierzają im prawo
>decydowania w sprawach ogólnozwiązkowych. Realizacja tego prawa przez
>delegatów to już odmienna kwestia. Ale wybierając te osoby instruktorzy z
>hufca mieli prawo zakładać, że delegaci prawidłowo wywiążą się z zadania.
>I oni - ci wybrani delegaci - sa potem zobowiązani do tego, żeby zapoznać
>się z sytuacją, kandydatami, programami itp. Żenujące jest tylko to, że
>czasem ci delegaci tego nie robią - jadą na zjazd bez wiedzy o tym, kto i
>co tam będzie robił.
Czy cieszyłaby Cię opcja wyboru kogoś, kto wybierze za Ciebie
parlamentarzystę? W sumie odpowiedziałem już na to nieco wyżej, ale raz
jeszcze - nie chcą i nie wiedzą, bo nie mają skąd wiedzieć i nie rozumieją
nieprzejrzystej procedury. Jak nie ma bezpośredniego przełożenia głosu na
decyzje, to nie ma motywacji do uczestnictwa.
>W płaszczyźnie przyjętych rozwiązań do stosowania, posiadanych
>instrumentów, praca z kadrą w ZHP jest mocną stroną. Istnieje szereg
>rozwiązań, które mają za zadanie ułatwić pracę z kadrą, są to rozwiązania
>rozbudowane i stale aktualizowane. Wykorzystanie tych instrumentów - to
>inna kwestia. Zgadzanie się z tymi rozwiazaniami bądź ich krytykowanie -
>to też inna kwestia. Ale nie można powiedzieć, że takich rozwiązań nie ma.
Podaj mi prosze przykład rozwiązań angazujących kadrę w procedury
demokratyczne i zarządzanie.
Mamy rozwiązania, nie oceniając ich, dotyczące podnoszenia poziomu kadry
jako instruktorów, a nie członków organizacji.
>I jeśli ktoś nie ma "nawyku przygotowania ludzi do działań" to jest złym
>instruktorem. Bo właśnie to jest clue tego, co w ZHP nazywamy misją, a
>uogólniając - rozwojem osobowym.A za realizację tego odpowiadają
>instruktorzy. Jeśl w Twoim środowisku nie ma takiego nawyku - to przykre
>jest. Ale zapewniam Cię, ze w innych środowiskach, które znam, są te
>nawyki wyrobione i zakorzenione.
Zupełnie zgadzam się z Tobą w kwestii oceny instruktorów, którzy nie
posiadają takiego nawyku. Tylko jak inaczej nazwać podejście, w którym
zakłada się, że ludzie nie mają chęci, potrzeby i nie ma co ich angazować w
podejmowanie decyzji o kierunku rozwoju ich stowarzyszenia?
Co do mojego środowiska, to nie jest idealne. Ale to temat na inną dyskusję,
w której z chęcią skorzystam z Twoich rad.
>> Różnica, oprócz ideowej, jest zasadnicza. Kupienie 10 brakujących głosów
>> (bo
>> część i tak będzie należeć do kadry etatowej w wypadku wyborów
>> pośrednich i
>> osób współpracujących z komendą) z 60 jest łatwe. Kupienie kilkuset, czy
>> nawet tysiąca w Chorągwii nie będzie takie proste i będzie wymagać
>> przynajmniej przemyślenia propozycji i rozwiązań z którymi będzie się
>> startować.
>Jesteś politologiem. Kogo łatwiej przekona polityk do poparcia kandydata
>na prezesa NBP:
>setki pracowników bez sprecyzowanych poglądów i znajomości ekonomii na
>wiecu,
>czy 50 bankowców, ekonomów i przedsiębiorców?
Jestem politologiem, więc po prawdzie o wiele łatwiej jest przekonać 30
ekonomistów i prezesów. Najlepiej widac to po systemie gospodarczo -
politycznym w USA, gdzie bardzo często dochodzi do wyborów na podstawie
zysków osobistych poszczególnych elektorów. Co więcej, liczba afer w
kwestiach obsady najwyższych stanowisk mianowanych jest znacznie większa niż
w przypadku obieralnych w wyborach powszechnych.
Druga kwestia, to dlaczego jest wybierany ten czy inny elektor. I tutaj tez
widze problem w obecnym systemie. Bo premiuje on jednostki widoczne, a nie
ma lepszej opcji niż praca w ZHP aby dać się poznać na poziomie chorągwii
czy hufca.
>Nie wiem ile dokładnie, ale mamy chyba z 300 hufców. Uprawnionych do
>głosowania byłoby ile? 15 tysięcy (instruktorzy) czy jeszcze więcej (razem
>z np. wędrownikami). No niee to nie byłoby proste. Komisje wyborcze,
>liczenie głosów. Dla mnie - organizacyjna masakra jakaś. A do tego
>poprzedzające spotkania - w końcu każdy głosując ma prawo zapoznać się z
>kandydatem. A nie mamy własnego TVN-SKAUT, gdzie pokazywaliby debaty.
>Czyli zbiórki, konferencje itp.
Dzisiaj to już chyba nie problem. Mamy youtube, mamy Na Tropie, Czuwaja i
strony ZHP. Więc informacja to nie do końca problem. Co więcej, wierzę, że
szybko stworzyłyby się struktury sieciowe wspierające wybranych kandydatów
lokalnie.
Z punktu widzenia organizacji - każdy hufiec organizuje lokal wyborczy.
Przeciętny hufiec ma 40-60 czynnych instruktorów zapewne, więc policzenie
głosów nie byłoby tragedią. Przewodniczący komisji wysyła wynik mailem i/lub
potwierdza go protokołem komisyjnym. Komisja centralna zlicza głosy (300
hufców to tylko 300 pozycji) i ogłasza wynik.
Oczywiście, dopuszczam tworzenie instytucji mężów zaufania i ewentualnych
obserwatorów z innego hufca w komisji, jesli ktoś uzna to za konieczne.
>Heh, no nie wiem jak się odnieś do tego. Przecież nie będę Ci wklejał
>Statutu - do niego po prostu odsyłam. Zatwierdzanie sprawozdań,
>absolutorium, prawo odwołania członków, i takie tam. Spytaj jakiegokolwiek
>członka GKi na tydzień przed radą absolutoryjną, to Ci wytłumaczy, czy
>jest zwierzchność i czyja...
Formuły legalne i zasady legalnej podległości to jedynie jedna strona
analizy politologicznej. Z technicznego punktu widzenia nie zawsze
najbardziej istotne. Gdyby samo prawo wystarczało do forsowania swojej wizji
rzeczywistości, to nigdy nie doszłoby do legalizacji Solidarności ;-)
Inna sprawa, że po prostu taki układ jest nieprzejrzysty i niepotrzebnie
funkcjonują dwa ciała obierane w takich samych wyborach (tj. głosami
elektorskimi).
Pozdrawiam
Marcin
Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj