[Czuwaj] Re: Paczka Czuwaj, Tom 96, Numer 2

Adrian Łaskarzewski adrian w laskarzewski.pl
Śro, 21 Lis 2012, 23:12:23 CET


-----Oryginalna wiadomość----- 
From: lukasz czokajlo

Adrianie, Darku - nic na to nie poradzę, że w tej branży tak się ludzie 20
lat temu umówili, że nie tłumaczymy nazw stanowisk, bo brzmi to cokolwiek
dziwacznie.
Nie tłumaczymy więc accountów, copywriterów i art directorów, project
managerów, media planerów. mówimy digi - jak mamy na myśli działania  w
internecie, mówimy event - jak mamy na myśli wydarzenie, mówimy koks jak
mamy na myśli środki uśmierzające ból istnienia i mówimy też asap i brief.

------------------
Adrian:

Kiedy zaczynałem pracę, właśnie 20 lat  temu, to zatrudniłem się w drukarni, 
na stanowisku grafika, w umowie miałem "operator fotoskładu", bo 
klasyfikacja nie nadążała za technologią. Mimo wszystko "grafik" to jednak 
po polsku.
Nic na to nie poradzę, ale jakoś nie zauważyłem wtedy, aby ktoś się z kimś 
umawiał. Nie wiem skąd to wziąłeś.
Nie chcę Ci wypominać wieku, ale Ty chyba wtedy jeszcze nie wiedziałeś jaką 
będziesz wykonywał pracę - sory, jaki dżob.
Dla mnie dziwacznie, a czasem śmiesznie brzmią te angielskie nazwy: trącący 
myszką "domokrążca" albo inny świadek Amwaya, to "direct sales manager" lub 
choćby nawet "menedżer sprzedaży bezpośredniej" - przecież to jest przerost 
formy nad treścią i dorabianie ideologii (amway-owe pranie mózgu).

W myśl tego, co mówisz, to teraz powinienem pracować w "Domu Drukarskim", na 
stanowisku desktop&layout manager lub graphic designer.
Jak zwał, tak zwał, i tak robiłbym to samo, więc po co taka zmiana?

Moim zdaniem to, o czym piszesz, przyszło do nas wraz z firmami zachodnimi i 
ich specyfiką.
Była moda na nazywanie firm w stylu "Marcinex" "Darex" "Łukaszex" lub raczej 
"Lucas impex" (w skrócie "Lumpex" :P ).
Jakkolwiek - byle nie po polsku.
Nazwanie czegoś po angielsku od razu dodaje temu czemuś atrakcyjności. Ale 
tylko pozornie. W skrajnym przypadku to próżność.

Mój szwagier pracuje w fabryce Bridgestona w Stargardzie pod Szczecinem.
Nie da się w Polsce zastosować wprost japońskiej organizacji pracy, bo 
pracownicy mają inną mentalność.
Obie strony muszą się dostosować.

Zgadzam się, że niektóre wyrażenia angielskie są bardzo zwięzłe i trudno 
znaleźć coś lepszego (np. bliski Tobie copywriter)
ale dziwi mnie bezrefleksyjne przyjmowanie wszystkich tego typu zwrotów 
(wspomniane przez Ciebie event i brief).
Wydarzenie jest zwykłe, a event jest super, choć może należałoby użyć słowa, 
które pochodzi od bezokolicznika - przepraszam - "jebać" (g00rek uważa, że 
to "normalne" słowo).

Francuzi przeginają zaś w drugą stronę.
A gdzie w tym wszystkim jest nasza tożsamość?

A.






Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj