[Czuwaj] RE: kto może być drużynowym. Długie!

Darek Brzuska brzuska w mp.pl
Wto, 23 Lis 2004, 22:28:01 CET


Rafał i Grześ zechcieli odnieść się do mojej wypowiedzi na temat 
"kto może być drużynowym". Dziękuję wam za Wasze listy, myślę 
jednak, że nie ze wszystkim się zrozumieliśmy.

Rafał napisał:
> Przy okazji - czy w Twojej drużynie nie ma wędrowników? Czy nie
> pracujesz z nimi w swoim Szczepie (np, poprzez Rade Szczepu?)
> Może warto wybrać się na kurs wędrowniczy, myśle, iż dowiesz
> się sporo nowych rzeczy.

Kto jak kto, ale Wy, Rafale i Grześku, nie powinniście mi 
zarzucać że zniechęcam do udziału w kształceniu. W paru formach 
kształceniowych wspólnie uczestniczyliśmy i raczej nie 
powinniście mieć takich wątpliwości. Zapewniam Cię, Rafale, że 
gdybym miał w drużynie wędrowników (nie mam) albo pracował z 
nimi w swoim szczepie (nie pracuję w szczepie), to oceniłbym 
swoje kompetencje co do tego zagadnienia i w przypadku oceny 
negatywnej postarałbym się swoje kompetencje poprawić.

Problem leży gdzie indziej. Leży w założeniu, że administracyjne 
nakazanie udziału w szkoleniach poprawi poziom pracy w Związku. 

Ja od kilkunastu lat obserwuję efekty takiego założenia w 
pewnej firmie. Jest obowiązek ustawicznych szkoleń. 
Nieuczestniczenie w szkoleniach skutkuje nieprzyjemnościami. W 
efekcie pracownikom zależy wyłącznie na wpisie w kartę 
szkoleń. Szkoleniowcom zależy wyłącznie na zrealizowaniu 
harmonogramu szkoleń. Nikomu nie zależy na poziomie pracy 
szkoleniowej. Szkoleniowcom nie zależy, bo i tak mają 
frekwencję, pracownikom nie zależy bo i tak muszą. Testy 
kontrolne są trywialne, rozwiązywane w sposób bezczelny 
zespołowo, nieraz przy udziale prowadzącego zajęcia. 

W efekcie pracownicy udają, że są szkoleni, szkoleniowcy udają, 
że szkolą, a kontrolerzy zewnętrzni udają, że wierzą jaki jest 
świetny system. Mówię Wam. Na papierze wygląda naprawdę to 
wszystko rewelacyjnie. 

Czy Ty, Rafale, Grześku, czy Wy i ja chcemy razem by taki system 
zafunkcjonował u nas w Związku?

Powiecie że przesadzam. Ale już zgłaszali się do mnie kursanci, 
których podstawową motywacją do udziału w kursie jest 
konieczność posiadania papieru. I była ich zauważalna liczba. A 
we wcześniejszych latach jakoś tego zjawiska nie obserwowałem.

Ja nie chcę prowadzić kształcenia z takimi uczestnikami. I nie 
wierzę, że kadra kształcąca naszego Związku celowo, metodami 
administracyjnymi chce sobie napędzić uczestników kształcenia. 
Ale tak to wychodzi.

Już nie wspomnę o metodzie harcerskiej, o świadomości 
celów, o dobrowolnej pracy nad sobą i świadomym rozwijaniu 
swojej wiedzy i umiejętności - tracimy to i zastępujemy 
przymusem administracyjnym. 

W odpowiedzi na moje pytanie:
> >To może jednak wyróżnienie instruktorów czemuś służyło, na 
> >przykład temu że uznaje się ich za równoważnych innym członkom 
> >ZHP, którzy ukończyli kurs i są przygotowani do pracy...
Rafał w krótkich żołnierskich słowach uciął:
> Nie uznaje się.

Grzesiek zacytował natomiast statut. 
par. 22 ust. 4: 
"Funkcję instruktorską może pełnić instruktor. W uzasadnionych 
wypadkach komendant hufca może dopuścić do pełnienia funkcji
instruktorskiej członka zwyczajnego nie będącego instruktorem,
który ukończył 16 lat i posiada odpowiednie kwalifikacje
instruktorskie."

I ja bym Rafale dyskutował, czy przypadkiem instrukcja 
dotycząca działalności drużyny, będąc aktem niższego rzędu niż 
Statut, nie ogranicza jednak praw instruktora zawartych w 
cytowanym paragrafie. Choć rozumiem argumentację Grześka nt 
korzyści płynących z wymogu przeszkolenia się także 
instruktorów.

Jeżeli jednak, Rafale, masz rację, i nie ma różnicy 
(wśród drużynowych) pomiędzy instruktorem, a innym członkiem ZHP 
po ukończeniu 16 lat który ukończył kurs i jest przygotowany, to 
wchodzimy na grząski grunt.

Bo nie ma prawie żadnej motywacji do bycia drużynowym - 
instruktorem.
Bo wystarczy mieć kurs / warsztaty by zostać drużynowym.
Bo wystarczy zrobić uprawnienia wychowawcy kolonijnego, by być 
drużynowym na obozie. A wszyscy wiemy, jak trywialnym zadaniem 
jest zrobienie takich uprawnień.
Jaka pozostaje motywacja? Że można Przyrzeczenie przyjmować? Da 
się i ten problem obejść. 
A nieinstruktor zobowiązania nie składał, świadomym wychowawcą 
być nie musi, doskonalić się nie musi, służby zaliczać nie musi, 
dbać o dobre imię i przestrzegać statutu nie musi - pełny luz.

Trochę przesadzam, nie musicie mi wypominać. Ale pamiętam ze 
zjazdu w Bydgoszczy delegata którejś chorągwi z końca alfabetu, 
bo blisko Stołecznej siedział. Delegat był wyraźnie 
starszy ode mnie - wtedy podharcmistrza lat 24 - i szczycił się 
tym, że jest od dawna wyłącznie harcerzem w stopniu wędrownika. 
I za dyshonor uważał wejście na drogę rozwoju instruktorskiego. 
Nazwisko tego typa zatarło się w mej pamięci, ale był na 
zjeździe bardzo widoczny. Więc jest przykład, że 
przewidywane przeze mnie patologie mogą wystąpić.

Proszę, Rafale. Pozwól jednak uznać instruktorów za 
równoważnych innym członkom którzy itd. Jeżeli nie uznasz ich za 
lepiej nadających się do bycia drużynowymi, to chociaż za 
równoważnych.

Natomiast oczywiście zgadzam się z Rafałem gdy pisze, że są 
instruktorzy, którym 
> kurs przydałby się na pewno.  
tylko nie wiem, czy metodą przymusu administracyjnego załatwi 
się sprawę.

Jeszcze Rafał, który rzekł:
> No cóż - fajnie byłoby wyrzucić te wszystkie certyfikaty, papierki,
> świadectwa dojrzałosci, dyplomy magisterskie, patenty kursu, ale na razie
> nikt lepszego sposobu nie wymyślił.

Tylko bądź konsekwentny. Jeżeli zgadzasz się wszystko 
certyfikować i od każdego wymagać papieru z kursu, niezależnie 
od faktycznie posiadanych kompetencji, to nie możesz mieć 
pretensji, gdy:

sanepid wymaga na obozie minimum sanitarnego (jak dobrze że to 
już przeszłość)

kuratorium będzie wymagać, aby do prowadzenia porannej 
gimnastyki na obozie harcerskim mieć dyplom magistra wychowania 
fizycznego

wszędzie na obozach harcerskich będą wisieć instrukcje mycia rąk 
i instrukcje odmrażania lodówki, bo tak każe Najmądrzejszy 
System HACCP

nie będziesz mógł dowieźć na obóz chleba swoim 
samochodem, jak zabraknie chleba na kolację, bo Twój samochód 
nie ma certyfikatu na transport żywności

itp itp.

Ja zgadzam się, że udokumentowanie pewnych umiejętności czy 
uprawnień przy pomocy certyfikatu jest pożądane. Ale 
przynajmniej w harcerstwie powinien istnieć tzw. zdrowy 
rozsądek. Żaden kurs czy certyfikat nie daje łaski uświęcającej 
i bezwzględnej nieomylności. Czy przypadkiem tak niemile 
tu wspominany korespondencyjny kurs drużynowych nie był 
organizowany przez posiadaczy odznaki kadry ksztacącej? A jednak 
się pomylili, co najmniej.

Ten tak pożądany przeze mnie zdrowy rozsądek wiąże 
się z odpowiedzią na wątpliwości Grześka

> aby inny drużynowy, taki dwa razy od Ciebie 
> młodszy, po przeczytaniu Twojego maila 
> (nie uświadamiając sobie jednocześnie, że 
> między wami jest jednak różnica stopnia, 
> a przede wszystkim wiedzy i doświadczenia), 
> aby nie stwierdził tak: jak on ma do w d... - 
> to ja też się postawię i "niech mi jakiś biurokrata 
> zabroni prowadzenia drużyny" .

Grześku! Sam napisałeś chwilę wcześniej:
> Dla jasności: przygotowanie do funkcji drużynowego 
> stwierdza komendant hufca. Tak więc Darku, 
> wszystko wskazuje więc na to, że 1 stycznia 
> nikt Ci nie zabroni prowadzenia drużyny.

Jeżeli dwa razy młodszy ode mnie drużynowy ma dobrą drużynę i 
pracuje zgodnie z metodyką, to przecież komendant hufca powinien 
stwierdzić przygotowanie do funkcji. Prawda? To jeżeli 
drużynowy jest przygotowany do pełnienia funkcji, to niech się 
stawia i ma w d... Wolno mu. Komendant hufca powinien docenić 
jakość jego pracy (jakość pracy, a nie posiadane certyfikaty) i 
zająć się czymś innym, na przykład pomocą dla tych, którzy tego 
potrzebują.

Jeżeli natomiast ma złą drużynę, źle pracuje, to wtedy nie jest 
przygotowany (powinien się przygotować), a komendant stwierdza 
nieprzygotowanie i podejmuje działania do których ma prawo.

A życzę wszystkim komendantom hufca, by młodzi drużynowi 
"stawiali się" im tylko i wyłącznie dlatego, że przeczytali mail 
Darka Brzuski.

Ja wiem, Grześku, że nie jestem modelowym drużynowym, wiem że 
przeciętny drużynowy ma stopień i staż cokolwiek niższy ode 
mnie. Ale w twoich słowach o "czerwonej podkładce i 
niepohamowanej chęci" wyczuwam jakąś nutę sugestii, że pełnienie 
służby drużynowego przez gościa takiego jak ja jest niewskazane. 
Naprawdę tak sugerujesz?

Jeszcze raz: Szkolenia - tak. Kształcenie - tak. Ale dla tych, 
którzy tego potrzebują. Dla tych, którzy tego chcą. Nie na 
drodze administracyjnego przymusu. Bo wtedy będziemy  
tworzyć fałsz. A nie przystoją harcerzowi działania pozorne. I 
naganna dla harcerza, instruktora jest motywacja: kształcę 
się, bo mi kazali.

Pamiętasz, Grześku, uczyłeś mnie rozróżniać 
działanie efektowne od działania efektywnego. Zapamiętałem.

Czuwaj

Darek Brzuska
drużynowy 254 WDH "Matecznik" im. Janka Bytnara "Rudego"
hufiec ZHP Warszawa-Żoliborz



Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj