[Czuwaj] Piąta Biała Służba... Moje spojrzenie
Michał Górecki
g00rek w wp.pl
Nie, 10 Kwi 2005, 21:43:23 CEST
Na początku chcę wyraźnie zaznaczyć, że wszyscy pełniący służbę podczas
ostatnich dni, czy to podczas mszy w Polsce, czy w Rzymie mogą
powiedzieć, że była to dla nich Biała Służba. Jednak uczestniczenie w
niej, w samym centrum wydarzeń, na pl. Świętego Piotra było na prawdę
olbrzymim przeżyciem i wyróżnieniem...
Ale po kolei, jak to było z mojej strony.
Sama informacja o wyjeździe na pogrzeb organizaowanym przez ZHP jakoś
mnie nie ruszyła. Wyobraziłem sobie milionowe tłumy i pomyślałem, że to
zupełnie nierealne. Byłem jak większość z nas w jakimś dziwnym półśnie
po sobocie i wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. I wtedy nagle
pomyślałem: kurczę, a czemu nie? A chwilę później: jak to NIE? Pewnie,
że jadę...
Decyzja była zupełnie spontaniczna, pieniądze zeszły na drugi plan
(tradycyjnie ;)
Sprawa była oczywiście dość pilna - był poniedziałek, a wyjazd miał
odbyć się w środę rano.
Jako, że miałem już pewne wcześniejsze kontaktu z AGESCI (włoskim
skautingiem katolickim) zostałem wyznaczony na osobę kontaktową dla
włoskiej organizacji.
Wiedziałem tylko tyle, że włosi mają mój telefon i że mamy 50 miejsc na
Białą Służbę, na placu św Piotra.
Ruszyliśmy.
Wyjazd wszystkich delegacji nie był koordynowany centralnie - było na to
za mało czasu i możliwości, tym bardziej, że wieści z Włoch nie były
zbyt optymistyczne. Autokary wyjechały o swoich porach i o swoich porach
przemiszczały się na trasie wykonując dodatkowo żonglerkę kierowcami
związaną z przepisami dotyczącymi czasu prowadzenia autokarów przez
jednego kierowcę.
Po drodze skontaktowaliśmy się z autokarami, które odbierały telefony i
przekazaliśmy jeszcze raz namiary na kemping, na którym mieliśmy
zarezerwowany nocleg (my - tzn dwa autokary zorganizowane przez
Chorągiew Wielkopolską). Pomyślałem sobie, że jeśli tam nawet dotrzemy,
to uda się wcisnąć dodatkowe osoby z innych autokarów - może ustawimy
gęściej namioty, może upchniemy się bardziej...
***
Im bliżej Rzymu, tym czarniejsze myśli nas ogarniały. Przekazy z Polski
były jednoznaczne - armageddon. Miliony ludzi, miasto zablokowane,
carabinieri i służba cywilna postawiona na nogi, zagrożenie, masakra,
korek na 150 kilometrów od Rzymu...
Kiedy ktoś wspominał COKOLWIEK o pl św Piotra odbierane było to jako
żart... No gdzie - na placu? hehe już daaaaaaawno zajęty! Miliony osób.
Jeśli będziemy chociaż WIDZIEĆ Rzym to będzie dobrze.
No ale cóż - trzeba być dobrej myśli.
W czwartek rano skontaktowałem się z AGESCI. Okazało się, że zmniejszono
ilość skautów tym samym ograniczając nas do 20 osób.
Dodatkowo muszą być to osoby pełnoletnie.
Wiedziałem, że pewnie prawie każdy kto ma skończone 18 lat i BORM
chciałby być w tej ekipie... Ale nie miałem żadnej pewności kto będzie
nocował na naszym kempingu (czy gdziekolwiek) a na pewno absurdem byłoby
zbieranie ludzi z różnych miejsc w Rzymie...
Zmontowaliśmy więc ekipę z naszych dwóch autokarów oraz autokaru
mokotowskiego - wiedziałem że te trzy ekipy nocują razem. Pozatym nie
dało się praktycznie wysyłąć smsów ani dzwonić do innych - sieć była
przeciążona.
Im bliżej Rzymu tym sytuacja stawała się klarowniejsza - żadnych korków,
żadnych tłumów na przedmieściach.. Wszystko przesadzone. Spokojnie
dojechaliśmy na kemping i zaczęliśmy się lokować.
Tu nastąpił problem - formalności związane z zameldowaniem (faxowanie
listy osób na policję, itd) przedłużyły meldowanie się do ponad dwóch
godzin. A czas uciekał. Był czwartek, godzina 20.00.
O 23.30 mieliśmy zjawić się na zbiórce skautów przy pl. św Piotra (choć
nadal w to nie wierzyliśmy), o 22.45 umówiona tłumaczka - skautka miała
na nas czekać przy stacji metra.
Lokowanie się w domkach przedłużyło się na tyle, że zostało nam
właściwie jakieś 15 minut na wzięcie prysznica - i do metra!
Warto nadmienić, że jedna z ekip - reprezentacja Błękitnej Czternastki z
Poznania wykazała się prawdziwie harcerską postawą - jako, że część osób
od nich nie miała 18 lat i nie mogła wziąć udziału w Służbie zdecydowali
o niedzieleniu się i ustąpienia miejsca innym harcerzom. Suma summarum w
skład 20 osobowej grupy weszły osoby z naszego autokaru (m.in. Warszawa
Praga Północ, Białystok) oraz autokaru reprezentacji hufca Warszawa
Mokotów (w tym inni listowicze, którzy też może coś napiszą ;)
***
Czasu jak pisałem było mało, więc pognaliśmy na pociąg. Warto nadmienić
iż otrzymaliśmy polecenia aby nie brać plecaków, więc nie mieliśmy ze
sobą śpiworów ani prowiantu...
Przestaliśmy zupełnie wierzyć w medialne plotki, kiedy dojechaliśmy
matrem na stację "pl św. Piotra" bez większych problemów. Tu już zaczęły
się tłumy, ale nasza skautowa tłumaczka przeprowadziła nas przez
wszystkie bramki aż pod Watykan.
Tam podzielono nas na grupy, wprowadzono na Plac, przeczytano instrukcje
i... kazano czekać do rana.
No tak - to było dość trudne. Zero śpiworów. Zero kocy (potem nam jakieś
rozdano). Temperatura 6 stopni. Ostatni normalny posiłek (nie licząc
gorących kubków) - w środę. Ostatni normalny sen - z wtorku na środę.
(współczuję dziewczynom w spódnicach ;)
Plac był praktycznie pusty. Niesamowite wrażenie. Cały plac,
kilkadziesiąt skautów włoskich, kilkunastu policjantów... i my...
Pod placem gromadziły się tłumy (o wiele mniejsze niż to przedstawiano w
mediach), ale na sam plac jeszcze nie wpuszczano.
Słońce zdawało się nie wstawać... W końcu zaczęło się!
Na plac weszli (wbiegli) pierwsi pielgrzymi. Oczywiście Polacy! Przez
komórki, podekscytowani krzyczeli do znajomych, że są NA PLACU!
My obstawiliśmy sektory (większość Polaków we włoskich grupkach zdołała
przekonać szefów grup że to właśnie my powinniśmy stać jak najbliżej
bazyliki ;)))
Jako jedna z pierwszych grup weszła grupa rektorów polskich uczelni. W
swoich strojach wyglądali na prawdę dostojnie i wzbudzali powszechne
zainteresowanie. Szczególnie jeden z rektorów.... Jerzy Stuhr :)
Ludzi przybywało w tempie wykładniczym. Za chwilę plac wypełnił się ludźmi.
Jerzy Stuhr dziarskim krokiem zaczał maszerować w stronę sektora dla
VIPów (rektorzy stali w normalnym sektorze) i z właściwą sobie gracją
udzielał wywiadu pewnej reporterce. Carabinieri byli tak zdziwieni (kto
to jest??) że głupio im było spytać o przepustkę. (w sumie wyglądał jak
król jakiegoś państwa). Stuhr delikatnie kiwnął strażnikom głową,
następnie kiwnął zazdrosnym kolegom stojącym w zatłoczonym sektorze... i
zniknął w tłumie VIPów :)))
***
Sama służba... Miała wymiar chyba bardziej duchowy. Jeśli mam być
szczery roboty nie było zbyt wiele. Pierwszą pomocą zajmowały się
wyspecjalizowane organizacje (a było ich multum - samych policji z 6
rodzajów, do tego maltańczycy, czerwony krzyż, obrona cywilna i inne -
naliczyłem chyba ponad 20 różnych organizacji pozarządowych). My
zajmowaliśmy się głównie roznoszeniem wody (popyt był spory, ale tez nie
olbrzymi - wcale nie było upału) i... tłumaczeniem Polakom, że NIE
NALEŻY przechodzić przez barierki. Tak, niestety tradycyjnie rodacy nie
robili nam zbyt dobrej opinii (z radia doszła wieść, że grupa Polaków
usiłowała przedrzeć się przez kordon policji... :/ )
Tak na prawdę najtrudniejsza była chyba walka z własnym niewyspaniem i
głodem (skauci jednak nie zapewnili nam żadnego opierunku), ale wielkość
wydarzenia powodowała, że nie myśleliśmy o najniższych piętrach piramidy
Maslowa ;)
Samych przeżyć opisywac nie będę... bo chyba nie sposób. Każdy przeżywał
to na swój sposób, choć chyba największy twardziel nie potrafił
powstrzymać łez. Ale niezupełnie łez rozpaczy...
Trudno to opisać. Kiedy widzi się setki powiewających polskich flag.
Kiedy widzi się transparenty nawołujące do natychmiastowej kanonizacji,
okrzyki, niczym w średniowieczu, "święty, święty" w różnych językach.
Kiedy Ameryka Południowa ze swym wrodzonym temperamentem krzyczy:
-Viva el Papa!
-VIVA!
Kiedy cały tłum bije po raz ostatni brawa... Rzymskie brawa oznaczające
szacunek i uznanie.
Przyznam się szczerze, że nie wytrzymałem zupełnie, przy Ojcze Nasz,
które przywiodło mi głos Papieża (Pater Noster...) i gdy usłyszałem
"Barkę"...
Ech nie będę się już rozpisywał...
***
Jestem pełen podziwu dla Włochów. Pomimo wrażenia totalnego chaosu
organizacyjnego i braku środków bezpieczeństwa (musieliśmy tylko
przygotować wcześniej listę naszej reprezentacji i daty urodzenia)
wszystko szło bardzo sprawnie. Sektory zamykano gdy groziły
przepełnieniem, ewakuacja też przeszłą sprawnie. Jedynie Polacy
próbowali dyskutować z policją, że oni muszą przejść w polbliże bazyliki
(wypuszczano ludzi tylko w odwrotnym kierunku): "ja tylko do żony, ja
tylko na chwilę, ja kogoś zgubiłem, ja do żony, Ż.O.N.Y. ROZUMIESZ MNIE?".
Dziękuję jeszcze raz wszystkim , którzy byli wtedy na placu, jako Biała
Służba, tym, którzy wogóle pojechali do Watykanu i tym którzy pełnili tą
służbę tu w Polsce - pewnie nie raz ciężej. Dziękuję też Druhnie
Naczelniczce Teresie Hernik za taki spontaniczny pomysł i Chorągwi
Wielkopolskiej za jego szybkie zrealizowanie.
Jestem straszliwie wdzięczny, że mogłem uczestniczyć w tym największym
podobno zgromadzeniu ludzkim w historii świata (!) właśnie tak blisko
centrum wydarzeń.
Mam tylko nadzieję, że wszystkie pozytywne następstwa wydarzeń ostatnich
dni zarówno we mnie jak i w innych będą trwały jak najdłużej...
czuwaj!
hm. Michał 'g00rek' Górecki
Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj