Re: [Czuwaj] 150 gramów i 3 dni.

Grzegorz Skrukwa greegors w icpnet.pl
Pon, 28 Maj 2007, 11:49:22 CEST


----- Original Message -----
From: "Marcin Wojtczak" <majcin w autograf.pl>
To: "Lista dyskusyjna harcerek i harcerzy." <czuwaj w listy.czuwaj.net>
Sent: Monday, May 28, 2007 11:33 AM
Subject: Re: [Czuwaj] 150 gramów i 3 dni.


> myslę, że problem z dniem w którym uczestnicy sami przygotowują posiłki
> jest 1, a nie 21 i dlatego tyle czasu to zajmuje
> większość obozóe, na których byłem, to obozy samodzielne, bez kucharza,
> gotuował zastep służbowy pod opiekją instruktora (za każdym razem
> innego, żeby wszyscy mogle się wykazac w kuchni), isże o gotowaniu, bo
> przy sniadanich i kolacjach opieka nie była potrzebna. obozy liczyły od
> 30 do 50 osób, wiek uczestników 11-15 lat.
> Dodam jezcze, że na większości z tych obozów nie mieliśmy samochodu i
> zakupyrobilismy przy pomocy roweru, łódki lub PKS.
> W drugim tygodniu obozu większość zastępów tak wyrabiała się z kuchnią,
> że uczestniczyła normalnie w progrmie obozu, a przy tym normą był obiad
> dwudaniowy często z własnoręcznie upieczonym ciastem.
> Na kurcie żeglarskim załogi przygotowywały obiad jednecześnie ze
> śniadaniem i 2 godziny przed obiadem wysadzały na brzeg jedną osobe,
> którą włączała gaz pod garnkami.
> Nie wiem jak organizacyjnie było rozwiązane dostarczanie chleba rowerem
> na śniadania, bo moja rola ograniczała sie do wkładania gotówki do sakw,
> a świeży chleb jakos zawsze na sniadanie był.
> Na "normalnych" (może raczej nienornalnych) obozach tak się nie udaje,
> bo są po prostu za duże, ale przy kuchni na 200 osób wymagania sanepidu
> są jak najbardziej na miejscu, bo niby czemu kuchnia karmiąca 200
> harcerzy ma podlegać innym przepisom niż kuchnia dla 200 studentów?
> Marcin Wojtczak


U mnie to wyglądało dość podobnie. Obóz od 30 do 60 uczestników, gotuje
zastęp służbowy pod kierunkiem instruktora kuchennego lub instruktor
kuchenny z pomocą zastępu służbowego (można powiedzieć, że to to samo,
zależało wszystko od wieku i wyrobienia danego zastępu). Instruktorem
kuchennym jest jedna i ta sama osoba (lub dwie osoby) przez cały obóz, ale
jest to instruktor - który ma mundur, uczestniczy w programie, w apelach,
jest na ogniskach itd. A nie pani kucharka która po obiedzie siada na
leżaczku z papierosem i zabiera się do czytania kolorowej gazety ;-) To jest
chyba największa zaleta samodzielnego gotowania - że obóz harcerski  nie
obrasta gronem "kadry pomocniczej" (kucharki, kierowca, pielęgniarka, ich
mężowie i żony itp. towarzystwo) które na ogół żyje zupełnie innym rytmem i
wartościami, a czasem uważa, że ono właśniej jest najważniejsze. Kolejną
zaletą samodzielnego gotowania jest możliwość przesuwania pór posiłków - po
prostu, jeśli się przedłuża gra terenowa, to robimy kolację pół godziny
później.

Przerabialiśmy też wariant z instruktorem kuchennym zmieniającym się
codziennie, ale okazał sie mniej efektywny.
Również na większości obozów nie mieliśmy samochodu (choć uważam osobiście
że jest potrzebny przede wszystkim do celów ratunkowych w razie potrzeby
pomocy lekarskiej). Bywało tak, że zastęp służbowy przed południem zakładał
plecaki i zasuwał kilka km do wioski po zamówione chleby. Najczęsciej jednak
wystarczały rowery, a bardzo często było tak, że miejscowa piekarnia czy
sklep sama oferowała się że będzie dowozić nam chleb i inne potrzebne
rzeczy, najwidoczniej się im opłacało tłuc te kilka km po leśnych drogach.

Na obozach na których zastępy były już wyrobione i doświadczone, a także
instruktor kuchenny miał już opanowany swój "fach", na ogół zastęp służbowy
mógł uczestniczyć we wszystkich innych zajeciach programowych.



Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj