[Czuwaj] Re: Ustawa o harcerstwie
Aleksander Senk
senk w post.pl
Czw, 12 Lut 2009, 12:22:21 CET
marcin wojtczak <majcin w autograf.pl> napisał(a):
> Ciarki mi po plecach przechodzą, jak czytam takie rzeczy.
> Mamy wychowywać obywateli zaczynając od tego, że czynimy dla nich
> specjalne wyjątki w prawie?
> Albo u7czyć, że na razie jako harcerz możesz coś robić, ale jak będziesz
> dorosły, to nie będziesz mógł?
Wokół tematu ustawy jest strasznie dużo demagogii…
Ustawa nie ma pozwalać na robienie dzieciom czegoś, czego nie będą mogli
robić jako dorośli. Każdy dorosły może z niepełnoletnimi nad którymi
sprawuje opiekę rodzicielską robić to, co chciałyby móc robić wraz z
harcerzami osoby popierające ustawę. Przynajmniej ja niczego więcej w tych
propozycjach się nie dopatrzyłem…
Niektóre zapisy ustawy o harcerstwie – to o „możliwości działania zgodnie z
metodą harcerską” – są porównywane do efektów działania np. lobby
przewodników górskich. To chyba nie tak, bo o ile tamci dla własnego
finansowego interesu ograniczyli swobodę innych, o tyle osoby popierające
wspomnianą ustawę chcą, by harcerstwo spod tego ograniczenia wyzwolić. I
robią to, że tak powiem, pro publico bono.
Michał pytał, czemu nie objąć tym przepisem klubów survivalowych. I tu
wracamy do pytania, czym ta ustawa miałaby być i czemu w ogóle harcerstwu
miałaby się ona należeć.
A do tego trzeba cofnąc się jeszcze dalej – do pytania, dlaczego takie
ustawy istnieją?
O ile mnie pamięć nie myli, panuje tendencja do chronienia obywatela przed
innymi obywatelami, co w praktyce często prowadzi to do chronienia
obywatela przed nim samym. Celują w tym chyba państwa anglosaskie (słynne
przepisy typu „mikrofalówka nie służy do suszenia sierści zwierząt
domowych” czy też daleko idące zakazy dotyczące kontaktu dotykowego między
osobą dorosłą a niepełnoletnią oddaną pod jej opiekę). Oczywiście nie
wszystkie przepisy są tak absurdalne. Wiele z nich ma sens i pozwala
ludziom na bezpieczne cieszenie się wypoczynkiem, a rodzicom (czy innym
opiekunom prawnym) na w miarę spokojne pozwalanie dzieciom na zabawę na
podwórku (którego urządzenia muszą spełniać normy) czy tez na wyjazd na
kolonię (gdzie budynki muszą być sprawdzone przez straż pożarną, kuchnia
przez sanepid, a wychowawcy przez kuratorium).
Moim zdaniem jest to potrzebne w sytuacji, w której dzięki wolności
działalności gospodarczej niemal każdy może zorganizować obóz survivalowy,
karate, wycieczkę itp. itd.
Niektórzy uważają ten system (nawet w jego niewypaczonej formie) za zły.
Np. o ile pamiętam Admirał twierdzi, że o tym, czy dana kolonia się
odbędzie powinien decydować nie przepis, a „rynek” – opinie innych ludzi
dający rodzicowi pełne wyobrażenie o tym, gdzie wysyła dziecko, czy
przynajmniej certyfikaty jakichś organizacji pozarządowych. Moim zdaniem
pomysł jest sensowny, ale na etapie naszego społeczeństwa sprawdza się w
większości przypadków na poziomie zakupów poprzez allegro, a nie tworzenia
rynku oferty wypoczynku dla dzieci (czy innego na podobnym poziomie)
Ale wracając do pytania, czemu harcerstwo miałoby być z obowiązujących
przepisów zwolnione?
Czy dlatego – jak napisał ostatnio Sikor - że ma swoją specyficzną metodę?
W odróżnieniu od wielu innych organizacji – sprawdzoną przez 100 lat i na
pewno skuteczną? Moim zdaniem to nie wystarczy.
Aby w dzisiejszych czasach móc myśleć o forsowaniu takiego poglądu
należałoby przekonać ustawodawcę, że ZHP (albo jakieś forum organizacji
harcerskich) jest poważną organizacją społeczną, działająca na rzecz
pożytku publicznego (użyte wyrażenie jest luźno związane z rozumieniem tego
wyrażenia w ustawie o Działalności PP…). Że jego system szkolenia oraz
wewnętrznej kontroli „jakości pracy” [choćby sposobu przyznawania stopni
instruktorskich (wewnętrznych „certyfikatów”), zatwierdzania planu pracy
drużyny (używam tego pojęcia, żeby nie mylić z programem w rozumieniu
szerokim ;), szkolenia zastępowych] jest na takim poziomie, że działanie
ową "metodą harcerską" zapewnia wychowankom oddanym pod opiekę instruktora
prawdziwe wychowanie i minimum bezpieczeństwa.
Jednym słowem powinno udowodnić, że jest tego warte.
Ale przede wszystkim – z powodów etycznych - powinni być tego pewni sami
instruktorzy. Osobiście obawiam się, że zdjęcie „kagańca” wielu przepisów
byłoby w chwili obecnej nie tylko ulgą dla dobrych i odpowiedzialnych
instruktorów, ale i przysłowiowymi zapałkami przekazanymi w ręce dzieciom w
przypadku całej rzeczy osób nieodpowiedzialnych lub nieprzygotowanych do
pracy z młodszymi od siebie a będącymi zastępowymi czy osobami na funkcjach
instruktorskich.
Dla mnie to jest największy „ale” w przypadku ustawy.
Nie jest nim natomiast to, że organizacje harcerskie zrobią to same dla
siebie, a nie wspólnie z np. PTTK. Owszem, pewnie byłoby lepiej, gdyby
zbiorowo zawalczyć z głupimi przepisami i znieść je dla większej liczby
organizacji. Ale jeżeli jest na to mniejsza szansa niż poprzez „ustawę
harcerską” to nie ma co się oglądać tylko popierać tych, co działają. A
stworzony wyłom na pewno i innym w przyszłości pomoże.
Pozostało jeszcze pytanie, czy harcerze naprawdę nie mogą swobodnie działać
bez zmiany przepisów państwowych. Czy nie wystarczy do tego zmiana
przepisów wewnętrznych np. ZHP? Zapewne mnóstwo ograniczeń pochodzi z
wewnątrz. Ale czy one nie są tworzone na bazie ograniczeń z zewnątrz? Czy
nie jest tak, że przepisy wewnętrzne są sposobem zabezpieczenia się
(„ochrony własnej…”) instruktorów wyższych szczebli? Czy można się w pełni
dziwić oporowi np. z komend chorągwi, jeżeli zniesienie przepisów
wewnętrznych i danie ulgi drużynowym spowoduje, że odpowiedzialność spadnie
na komendy wyższych szczebli? Ja nie miałem problemu z podejmowaniem ryzyka
(o którym pisał Sikor) jako drużynowy, czy szczepowy (w tym komendant
obozów czy zimowisk kilku drużyn). Opierało się to na moim zaufaniu,
wynikającym ze znajomości osób, którym powierzałem dzieci oddane formalnie
pod moją odpowiedzialność. I znajomości tych dzieci także. Ale nie każdy ma
ten luksus i nie dziwię się sprzeciwowi niektórych. Mało kto chce zapłacić
za głupotę ludzi, których ledwie zna. Nawet w imię realizacji tak
szczytnego celu jak wychowanie metodą harcerską :-)
Widzę, że najnowszą taktyką wykazywania bezsensu ustawy jest wskazywanie,
że ze strony przepisów państwowych nic nam nie grozi za wypadki mające
miejsce w sytuacji „działania metodą harcerską”. To naprawdę rewolucyjne
podejście i też chętnie usłysze, że przez całe moje instruktorskie życie
byłem oszukiwany.
Pozdrawiam
Olek
Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj