[Czuwaj] system wyborczy ZHP

Marcin Skocz skocz w post.pl
Pon, 21 Cze 2010, 23:48:21 CEST


>Jeśli mogę odnieść się do Twojej wypowiedzi z robotniczego, położonego na 
skraju Polski Szczecina ;) :
Pozdrowienia dla Paryża Bałtyku :-)
>>Ponieważ w ZHP nie ma zorganizowanych,  silnych frakcji
>>programowych (quasi-partii), żaden wybór nie gwarantuje przełożenia na
>>podejmowane ostatecznie decyzje, niezaleznie od tego, czy kadrowe, czy
>>programowe, czy inne. 
>To bardzo ciekawa uwaga. Tylko nie wiem czy wszyscy chcieliby, aby tak 
było. Z jednej strony w 2005 czy 2007 roku podział na "frakcje" był wyraźny, 
trójkąt istniał, istnieją ruchy progr-met skupiające ludzi o określonych 
poglądach, mówi się o środowisku RCŻ, środowisku KPW, środowisku 
okołoklepaczowym (jakiś skrót trzeba wymyśleć:) ) i każdy wie, jakie poglądy 
się z tym wiążą i kto je reprezentue. Z drugiej - rzeczywiście, prócz KPW te 
ruchy nie są w żaden sposób sformalizowane, shierarchizowane. Tylko czy aby 
na pewno chcemy systemu partyjnego w ZHP??
Pozwól proszę, że odpowiem Ci w dwóch osobnych punktach, których nie należy 
mieszać.
Odnośnie frakcji w ZHP, to one istnieją w wąskiej grupie najbardziej 
zaangażowanych instruktorów, przeciętny instruktor nie jest z nimi związany, 
a nawet nie zawsze wie o ich istnieniu. Gdyby nie to, że kiedyś przez 
przypadek wylądowałem na kursie drużynowych organizowanym przez hufiec 
Żoliborz i do dziś mam przyjaciół i znajomych stamtąd (no dobra, potem 
prowadziłem też ten kurs parę razy), to nie wiedziałbym w ogóle co się 
dzieje w Głównej Kwaterze i jakie są prądy w naszym związku. Ot, fala zeszła,
 prądów na naszej dolnośląskiej prowincji nie wyczuwa się.
>A to jest jednak przełom. Nikt chyba, nigdy na tej liście nie użył 
argumentu, w którym udział młodych instruktorów, w większości stanowiących 
osoby z cpw na zjeździe, byłby problemem. 
>Ja na przykład, jak robotniczy szczecinianin, zazdroszczę Ci tego, że na 
zjazdach jest Was 100, bo u mnie największy hufiec nie przekracza 40 
uprawnionych a chorągiew pewnie ma mniej niż 70, a średnia wieku czyni 
nieuprawnionym wyrażanie się o uczestnikach, jako "młodych ludziach"...
Badania z teorii organizacji i zarządzania ustaliły maksymalną liczbę 
uczestników narady mogących podejmować skuteczne decyzje na 19-25 osób. Przy 
założeniu, że my jako instruktorzy ZHP jesteśmy wyjątkowi, możemy podwoić tę 
liczbę. Ale więcej już nie znaczy lepiej. Ale to nie temat i moment na 
dyskusję o patologii istnienia hufców w których nie da się stworzyć 
wspólnoty. Przykre, ale czwarty pod względem wielkości i ludności w Polsce, 
Wrocław ma tylko jeden hufiec.
Co do podejmowania decyzji, to większość 16-19 latków nieprzygotowanych do 
ich podejmowania, często bojących się zabierać głos, a do tego hamowanych 
przez poczucie, że nie znają grupy (to dla licealistów jest bardzo istotny 
element) powoduje, że dyskusję przejmuje grupa starszych instruktorów 
(często bardzo starszych). Ponieważ pracownicy etatowi i quasi-etatowi są z 
natury rzeczy lepiej znani, mają na wstępie przewagę. Do tego dochodzi 
poczucie, że trzeba być cool i nie marudzić, bo przecież wszyscy chcą już 
iść do domu (pojawiające się po 1,5-2h dyskusji). 
Tak się składa, że prowadzę stowarzyszenie, które m.in. prowadzi projekty 
tworzenia rad młodzieżowych. Doświadczenie nasze uczy, że warunkiem dobrego 
ich funkcjonowania jest wcześniejsze wyjaśnienie wszelkich reguł i zasad 
oraz nauczenie przeciętnego członka rady (zwykle gimnazjalisty/licealisty) 
po co one są i jak je wykorzystywać. Różnica w stosunku do form 
demokratycznych w ZHP polega na tym, że młodzi radni spotykają się, obradują 
i podejmują decyzje regularnie, podczas gdy drużynowi (i inni instruktorzy) 
raz w czasie kadencji. 
Wiem, że pewnie są hufce, które angażują szerokie spektrum instruktorów w 
podejmowanie decyzji i przygotowują do ich podejmowania (to wcale nie mniej 
ważne) w sposób uczciwy i obiektywny (a nie ucząc tak, by wyszło na nasze). 
Mimo to, w organizacji która ma wychowywać do pełnego i świadomego 
obywatelstwa jest ich o wiele za mało.
>Temat swego czasu był już wałkowany, ale wobec zastoju dyskusji może warto 
rzeczywiście go odgrzać - jak konkretnie, w zakresie rozwiązań nie 
systemowych - a organizacyjnych - wyobrażasz sobie wybory bezpośrednie w 
ZHP? I w czym one mają być lepsze od systemu pośredniego?
Temat wałkowany kilkukrotnie, ale bez konkluzji ostatecznych. Z tego co 
pamiętam, zwykle skupiał się na strukturze i kwestii rozdziału pionu 
wychowawczego, organizacyjnego i finansowego (lub nie). Dziś proponuję w 
takim razie spojrzenie nieco inne niż prezentowałem wcześniej: wybory 
powinny być bezpośrednie, niezależnie od ilości i rodzaju ciał. Na pewno moc 
decyzyjna powinna leżeć w rękach rady. Czy naczelnik byłby wybierany, czy 
mianowany przez radę - to dla mnie kwestia drugorzędna, choć przyznam, że 
skłaniam się do koncepcji rozdzielenia funkcji menedżera od funkcji nadzoru 
i zarządu. Ewentualnym wyjściem byłoby mianowanie na drodze konkursu przez 
Radę, ale z jednoczesnym obniżeniem znaczenia ewentualnego naczelnika (choć 
to pewnie jest zamach na tradycję).
Pozdrawiam
Marcin


Więcej informacji o liście dyskusyjnej Czuwaj